Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/140

Ta strona została przepisana.

chała się z tego naiwnego nieprzejednania, które ją bawiło, a uśmiech ten niepokoił Juljana gorzej jeszcze od słów. Czuł, że wie więcej od niego i tak też było. Ale ile wie? Co wie naprawdę? Jakie ma za sobą doświadczenia?
Podobnie jak matkę (może nawet pod wrażeniem jej nieżyczliwych uwag) człowieka tego o umysłowości bystrej, ale zubożałej, zaczęło teraz razić potrosze bujne zdrowie Anetki i promieniowanie wnętrznej siły. Pożądał jej i bał się. Podczas przechadzek wspólnych czuł się słabym, wielka poradność jej w każdych warunkach wstydziła go poprostu, a chociaż czuł, że choćby zauważyła to, podobałaby w tem sobie, doznawał upokorzenia. Ale nie zauważyła wcale. Zatopiona we wnętrzny śpiew, zapomniała, że go nie słyszy nikt, i nie widziała niespokojnych spojrzeń Juljana, który pytał:
— Do kogóż się ona śmieje?
Była tak daleka.
Widział, jak zawsze, lepiej może teraz jeszcze zalety umysłu i moralną energje Anetki, a jednocześnie była mu niebezpieczną zagadką. Pociąg nieodparty i brak tajemny zaufania, oto były jego uczucia, owa resztka nienawiści płci z czasów pierwotnych, kiedy zjednoczenie płciowe znaczyło się walką. Instynkt podejrzenia ujawniają silniej natury inteligentne, a jak Juljan, niedoświadczone. Nie znając kobiety, uważają ją raz za zbyt prostą, a raz za pełną zasadzek.
W owe oscylacje myśli, wahające się pomiędzy milczeniem a pełną otwartością, Anetka wkładała całą ekspansję swej namiętności. Czasem przez pół przechadzki nie mówiła nic, a towarzysz jej cierpiał niewymownie, czując, że żyje w sferach niesiężnych dlań. Nie muszą w takich razach zawsze myśli latać wysoko

136