Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/146

Ta strona została przepisana.

— Ale żałujesz, oczy wiście, tego? Przyznajesz, żeś popełniła wielki błąd?
Nie chciał jej obwiniać, ale pragnął, by to uczyniła sama.
— Bo ja to wiem?
— Nie wiesz? zdziwił się przygnębiony.
— Nie! — przyznała.
Poznała, dokąd ją chce zawieść. Jeśli poddanie się miłości jest błędem, to zbłądziła... tak, zapewne. Jeśli atoli nawet żałuje tego błędu w sercu własnem, to nikt nie ma prawa żądać skruchy. Serce w milczeniu bojuje z troską, a to nie obchodzi nikogo. Żal... skrucha? Powiedzmyż szczerze, nie czuła tego żalu wcale. Po namyśle odpowiedziała tedy:
— Nie, nie czuję wcale żalu.
Może przesadziła pod wrażeniem nieświadomego faryzeizmu Juljana, ale nie była w stanie, nawet w chwilach największej miłości, wyrazić tego żalu, którego się domagał. Radaby mu była dogodzić... ale nie była w stanie... wszakże to nieprawda... czegóż żałować? Postąpiła wedle prawa i po linji swego szczęścia. Chociaż drogo to opłaciła, ale wszakże uzyskała dziecko. Wiedziała dobrze, że wbrew głupiej opinji publicznej dziecko to nie shańbiło jej, ale przeciwnie oczyściło, dzięki jemu to właśnie była długo wolna od pokus i miała spokój i ład w duszy. Nie miała odwagi rzucać oszczerstwa na miłość minioną, dla zabezpieczenia przyszłej. Czuła teraz nawet wdzięczność dla Rogera, który był jeno wysłannikiem przeznaczenia, marnym zresztą w porównaniu z miłością i płomykiem życia, który zapalił.
Odczuł to z zazdrością Juljan.
— Kochasz dotąd tego człowieka? — spytał.

142