Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/155

Ta strona została przepisana.

wrogi, który ją bolał. Radaby była wziąć ją za rękę i spytać:
— Cóż ci to jest? Co masz przeciw mnie? Powiedz, droga moja?
Ale spojrzenie Sylwji przejmowało ją chłodem i traciła odwagę. Czuła intuicyjnie, że jeśli Sylwja raz zacznie mówić, to padną słowa niemożliwe do cofnięcia. Lepiej było milczeć. Anetka czuła w siostrze popęd do niesprawiedliwości, przeciw któremu walczyć niesposób.
Pewnego dnia Sylwja wyraziła chęć pomówienia z nią, a Anetce zabiło serce.
— Cóż mi powie? — pomyślała.
Ale Sylwja nie obraziła jej niczem i nie zaatakowała wcale. Zaczęła tylko snuć projekty małżeńskie.
Anetka starała się nieznacznie zmienić temat, ale Sylwja nastawała, proponując jej kandydata. Był to jeden z przyjaciół Leopolda, rodzaj agenta handlowego, trochę dziennikarz, z pewnym szykiem i światowem obejściem. Miał dochody rozmaite, nawet najrozmaitsze, handlował automobilami i gazetami, oraz pośredniczył między producentami a odbiorcami po salonach i kółkach towarzystkich, biorąc prowizję z dwu stron. Znacznie się musiała zmienić Sylwja dla siostry, skoro mogła jej przedkładać coś takiego. Dotknięta do żywego, Anetka powstrzymała wymownym gestem wywód Sylwji, która jej to wzięła za złe i spytała, czy uważa tego konkurenta za niegodnego siebie i swych aspiracyj. Anetka oświadczyła, że chce żyć sama, a Sylwja odparła, że łatwiej to powiedzieć, niż wykonać.
— Czyż nie jestem w stanie utrzymać się? — spytała Anetka.

151