Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/156

Ta strona została przepisana.

— Bardzo wątpię!
— Jesteś niesprawiedliwa. Wszakże zarabiam na życie!
— No tak, z pomocą innych.
W tonie jej było jeszcze więcej intencji dotknięcia, niźli w słowach. Anetkę oblał rumieniec, ale zmilczała, nie chcąc doprowadzać do kłótni.
Ale w ciągu następnych tygodni Sylwja zaczęła występować jawnie ze swym złym humorem. Każdy pozór był jej na rękę, najdrobniejsza różnica zdań w rozmowie, szczegół toalety Anetki, opóźnienie jej na obiad, czy też hałasowanie Marka na schodach. Już nie wychodzili razem na przechadzkę. Ile razy ułożono niedzielną wycieczkę, Sylwja wyruszała sama z mężem, nie zawiadamiając Anetki i pozorując to jej brakiem punktualności. Czasem też, w ostatniej chwili odwoływała cały projekt.
Anetka spotrzegła, że jest tu zawadą. Zaczęła też mówić nieśmiało, że musi wynaleźć mieszkanie, nie tak odległe od miejsc, gdzie miewa lekcje. Przypuszczała, że się spotka z protestem i zostanie wezwaną, by została. Tymczasem Sylwja udawała, że nie słyszy jej słów.
Ale poniżyła się do tyla, że została. Żal jej było tej znikającej miłości, przytem nietylko nie chciała opuścić Sylwji, ale również małej Odetki, którą pokochała serdecznie. Znosiła ciągłe przykrości, nibyto nie dostrzegając ich, i tylko przychodziła teraz rzadziej.
Ale i tego było za dużo Sylwji, która, widać po słabości, nie wróciła do normalnego stanu. Trawiła ją chorobliwa zazdrość. Pewnego dnia Anetka bawiła się z Odetką i pominęła milczeniem ostrą uwagę Sylwji, by zostawiła dziecko w spokoju. Sylwja wstała gniewna i wyrwała jej z rąk córeczkę. Potem zaś krzyknęła:

152