Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/168

Ta strona została przepisana.

Drzwi dzielące pokój matki i syna były stale otwarte, a malec nie mógł protestować. Był jeszcze w wieku aseksualnym i nie wkroczył w pierwsze stadjum przebudzenia zmysłów, był dotąd niczem. Wskakiwał w niedzielę rano do łóżka matki i stał przed nią goluteńki, pozwalając się myć i ubierać, natomiast jednak miewał czasem odruchy wstydliwości, przejawiał też ciekawość płciową, a ponad wszystko krył się starannie i zamykał cichaczem drzwi. Anetka nie dopuszczała tego, nie mógł uczynić ruchu, któregoby nie widziała. Było mu to nieznośne, przestawał się tedy ruszać, a wówczas zapominała o nim... choć nie na długo.
Na szczęście Anetka nie przesiadywała ciągle w domu. Musiała wychodzić rano i prowadziła Marka do pobliskiego liceum, a czasem także popołudniu. Ale wracać musiał sam, gdyż była to pora lekcyj Anetki. Niepokoiło ją to i zrobiła układ z sąsiadami, którzy posyłali służącego po swe dzieci, by Marek wracał razem. Ale zdołał zawsze umknąć, przychodził sam dumny z siebie, zamykał się w mieszkaniu, gdzie aż do powrotu matki spędzał bardzo mile czas. Anetka gromiła go za tę chętkę niezawisłości, ale wolała, że nie potrzebuje kolegów, którzyby mogli zepsuć jej syna.
Jej był to syn, ale czyż naprawdę jej? Powściągała teraz objawy dawnej miłości namiętnej, kiedy to chciała zjeść go poprostu. Uznała osobowość jego, sądziła jeno, że posiada do niej klucz, wie co jest szczęściem i prawem tego człowieka i że może go rzeźbić na obraz i podobieństwo własnego Boga. Jak większość matek, pragnęła odżyć w swym synu, w formie doskonalszej (co było nieziszczalnem, choć prastarem marzeniem Wotana).

164