Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/186

Ta strona została przepisana.

Mimo to jednak w ciągu tych kilku miesięcy przychodziło jej nawrotami do głowy:
— Marnuję życie.

Zjawił się na widowni Marcel Franck. Przypadek go postawił na jej drodze. Nie myślał już o niej, ale też nie zapomniał. Poczynił dużo doświadczeń miłosnych, które nie zostawiły śladów wybitniejszych, prócz może paru zmarszczek wokół przekornych oczu. Tylko znużyło go to i przepoiło pewną wzgardą dla łatwych zwycięstw i siebie samego. Na widok Anetki, ten zblazowany człowiek odnalazł dawne uczucie świeżości i pewności, co go pociągało i zaciekawiło na nowo. Badał ją oczyma i poznał, że ona także niejedno uczyniła odkrycie. Miała w spojrzeniu błyski burz i łunę katastrof. Ale wydawała się spokojna i pewna siebie. Nie było tedy za późno i czuł, że mogliby się teraz porozumieć.
Nie zadając pytań, wybadał zręcznie, z czego żyje. Niedługo potem Anetka otrzymała za jego wpływem pracę dość dobrze płatną, mianowicie katalogowanie zbioru dzieł sztuki, w czem był zainteresowany, i to im dało sposobność widywania się parę razy na tydzień. Umieli rozmawiać, pracując, i zżyli się rychło, po dawnemu.
Marcel nie pytał nigdy Anetki o jej życie, ale opowiadał o sobie, co było najlepszym sposobem dowiedzenie się, co myśli. Zabawne doświadczenia rozmaitych własnych przejść miłosnych dostarczały tematu i lubował się w tem. Lubił zwierzać się z nich Anetce, która go burczała potrosze. On pierwszy kpił z siebie, jak i z wszystkiego zresztą, ona zaś słuchała chętnie śmiałych opowieści, gdyż była pobłażliwa dla spraw, nie dotyczących jej osobiście. Brał to wszakże inaczej

182