ten odruch instynktu, nacóż tedy Sylwja go odgrzebywała... i uświadamiała zpowrotem?...
Sylwja, spojrzawszy na siostrę, przestała nalegać, a Anetka zawstydzona tem, że się zdradziła, przybrała ton spokojny i powiedziała:
— Nie chcę iść zamąż, nie znoszę bowiem więzów wyłączności. Powiesz pewnie, że wszystkie kobiety do nich przywykają i że przesadzam powagę sprawy. Już jestem taka, biorę wszystko poważnie, oddaję się z nadmierną zupełnością, a wówczas dla wi mnie za gardło, tonę, zda się, z kamieniem u szyi. Jestem zbyt słaba, osobowość moja nie ma dość spójności. Więzy zbyt ciasne, ljany, wysysają ze mnie energję, tak, że nie staje mi jej na własną potrzebę. Staram się podobać „jemu“, upodobnić do obrazu, który sobie o mnie wytworzył, a to wszystko źle się kończy, gdyż zrywając z naturą, tracimy szacunek dla samych siebie i trudno nam żyć, albo znów buntujemy się i zadajemy drugim ból... Sylwjo, ja jestem egoistka i żyć muszę samotnie.
Nie kłamiąc, wymieniła teraz same jeno preteksty, przysłaniające prawdę.
— Śmieszna jesteś! — odparła Sylwja. — Kobieta jak ty nie może żyć bez miłości.
— Nienawidzę jej! — powiedziała Anetka. — Ale nie dosięże mnie teraz. Jestem zabezpieczona.
— Ładne zabezpieczenie! — zażartowała Sylwja — Dziecko cię nie zabezpieczy przed niczem, przeciwnie, ty musisz dbać o jego bezpieczeństwo. Nie chcesz się wiązać, ale czy pomyślałaś o trudnościach, na jakie cię narazi ten mały pakuneczek?
— To szczęście! Ujmę szczęście w ramiona, tak długo puste!
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/19
Ta strona została przepisana.
15