Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/195

Ta strona została przepisana.

to tajemnicze życie pochłaniało go i trzymało w napięciu...
Marzyli oboje, ale Anetka, nawykła do podróży, płynęła po penem morzu, Marek zaś wyruszał dopiero, wszystko mu było nowością, patrzył tedy bystrzej, widział lepiej i dalej. Chwilami zadziwiał głębią ujęcia, ale to mijało szybko jak u zwierzęcia, które, błysnąwszy przenikliwem spojrzeniem, potem nie widzi już nic. Patrząc na matkę, skupiał na niej całą, świeżą siłę uwagi i przepajał się w ciszy wonią jej duszy, zgadując bez zrozumienia każde jej drgnienie, a czasem błyskawicą rozświetlał do głębi jej serce.
Niezadługo miał zatracić klucz do tego serca i przestać widzieć. Światłość wewnętrzną miał przysłonić zewnętrzny cień. W miarę wzrostu ciała dziecka, rośnie też cień jego, dziecko odwraca się od słońca i jest z pozoru bardziej dziecinnem, niż przedtem, gdyż zakres spojrzenia zmalał. Narazie posiadał jeszcze Marek owo magiczne jasnowidzenie, o którem nie wiedział sam i nigdy nie był bliższym matki. Zbliżenie takie miało wrócić po latach dopiero.
W tym okresie pociąg przezwyciężył niedowierzanie i Marek nie bronił się porywom uczucia, co go rzuciło na pierś Anetki, która spostrzegła z radością, że ją kocha. Nie miała już nadziei...
Przez kilka miesięcy trwała ta miłość wzajemna, okres miodowy współżycia matki z dzieckiem. Zachwycająca to była miłość, cielesna jak każda, ale przy zupełnej tego ciała bezgrzeszności, podobna żywej róży.



191