Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/22

Ta strona została przepisana.

— Słusznie się stanie, Sylwjo. Byłam uprzywilejowaną, teraz moja kolej podjąć cierpienia, jakich ty doznawałaś.
— Za późno. Do tego przywykać należy od dziecka. Na szczęście dostatek nie pozwoli ci popaść w braki materjalne. Zostaną jeno przejścia moralne, klan twój cię wygna precz, potępi i codziennie będzie dręczył drobnemi ukłuciami. Masz serce czułe i dumne, popłynie zeń krew.
— Popłynie krew. Wyższą ma wartość szczęście, drogo opłacone. Chcę tego jeno, co zdrowe i uczciwe, nie boję się tedy opinji.
— A jeśli ucierpi twe dziecko?
— Nie ośmielą się chyba go tknąć. Mniejsza zresztą, będziemy we dwoje walczyć z nikczemnikami!
Uniosła się na łóżku i potrząsnęła włosami, niby lew grzywą.
Sylwja patrzyła na nią, chcąc nie stracić surowego wyrazu twarzy, ale po chwili roześmiała się, wzruszyła ramionami i rzekła, wzdychając:
— Biedna, szalona dziewczyno!
Anetka powiedziała przymilnie:
— Pomożesz nam, nieprawdaż?
Sylwja ucałowała ją namiętnie, potem zaś wygrażając pięścią ścianie, zawołała:
— Biada temu kto cię tknie!

Odeszła, a znużona rozmową Anetka zapadła w marzenia. Wygrała dziś walkę z siostrą! Ale pozostał w niej niepokój, zbudzony słowami Sylwji, że dziecko może do niej kiedyś czuć urazę.
Leżąc nawznak z rękami na brzuchu, wsłuchana w siebie, uczuła, że dziecko się porusza. Przemówiła

18