Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/224

Ta strona została przepisana.

z licznych pieprznych facecyjek, których miała zapas spory. Anetka doznała ucisku w sercu. Czyżby Sylwja grała komedję? Tak było w połowie przynajmniej, a szczególniej Anetkę chciała w błąd wprowadzić. Zatopiona w beznadziejnej rozpaczy, doszła do czegoś, w rodzaju cynicznej wzgardy życia. Nie chcąc upaść, musiała przybrać tę maskę, która zwolna zmieniła rysy jej twarzy. Uczciwość, honor... to głupstwo! Niczego nie należy brać serjo, śmiać się z życia i radować! Jedyna rzecz to praca, bo potrzebna i obejść się bez niej niesposób.
Ale z katastrofy ocalało jeszcze coś więcej. Instynkt Sylwji przeważał nad rozumem i, odrzucając, wszystko, zachowała Anetkę i jej syna jako nieodłącznych od siebie. Ale miłość ta instynktowna, niemal materjalna, nie przeszkadzała złym uczuciom. Nie będąc czułą dla siebie, nie czuliła się też do siostry i była nieraz wobec niej napastliwa i drażniła ją, bowiem złościło ją i stanowiło wyrzut niemy, że Anetka trwa w ścisłej moralności, cierpi cicho i zachowuje wspomnienia.
Był to w istocie wyrzut, którego jej Anetka nie szczędziła, widząc, że Sylwja unika cierpienia, jak zwierzyna psa. Żałowała ją. Żal i pogardę czuła też dla ludzkiej natury, która kosztem skarbów najcenniejszych szuka wyjścia, gotowa zdradzić najświętsze uczucia, byle ujść pościgu cierpienia. Bolało ją to tem więcej, że w sercu własnem czuła wołanie nikczemne życia i kajała się.
Stąd też w miesiącach, które nastąpiły po smutnem zdarzeniu, zachowywała surową dyscyplinę, oraz rygoryzm moralny, pesymistyczny i dumny, którym osłaniała zranione uczucie.

220