Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/227

Ta strona została przepisana.

własnej, a każde podobieństwo do matki uważał za niebezpieczeństwo aneksji. Starał się być odmienny, w celach obrony. Stawał wbrew wszystkiemu, co powiedziała, czy zrobiła. Miała skłonność do kochania, przeto on udawał obojętnego, zaufaniu przeciwstawiał chłód, namiętności, spokój odstręczający. Wszystko, co Anetka potępiała w sobie i zwalczała (znał to dobrze...) miało dlań urok wielki i mówił to matce. Ponieważ dumna była z moralności, żółtodziób ten uznał się amoralnym i proklamował to z chlubą wielką.
— Moralność, to wymysł! — powiedział jej raz, a łatwowierna Anetka wzięła rzecz na serjo. Dopatrywała się w tem szkodliwego wpływu Sylwji, którą bawiło mącenie tego młodego umysłu, pielęgnowanego troskliwie, jakby rzucała garściami nasienie chwastów na grządki uprawne i wygracowane ścieżki ogrodu. Sylwja działała rzekomo dla dobra chłopca, który jej zdaniem siedział w doniczce. Chciała go przesadzić w grunt. Ale jednocześnie, mimo miłości dla siostry, z okrutnem upodobaniem kradła jej to serce, które było całym celem życia Anetki.
Pod pozorem zainteresowania Markiem zaczął się pojedynek, a chłopiec umiał zeń korzystać. Chytrze zachowywał dla Sylwji całą swą serdeczność i bawił się zazdrością matki, której już nie ukrywała, motywując z większą, niż Sylwja słusznością, że czyni to dla dobra syna. Sylwja również kochała Marka i miała dość zdrowego rozsądku. Mądrość jej o małej wadze, wyrównywała mimo to ciężar mądrości siostry, ale nie była odpowiednią przewodniczką dla trzynastoletniego wyrostka. To, co zyskiwał od niej, było bardzo wątpliwe, zachęcając go do życia, nie przepajała go wcale szacunkiem dla tegoż życia, a utraciwszy go wcześnie, mógł zejść

223