Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/251

Ta strona została przepisana.

sztą przytem jej chłód za podziwu godne dostojeństwo ducha. Zanim odeszli, wymusili na niej przyrzeczenie, że przyjdzie jak najrychlej wraz z synkiem wieczorem na całkiem poufną kolacyjkę.
Niewiele jej sprawiła przyjemności ta nawiązana przyjaźń, gdyż odrazu odczuła nudę. Długa samotność wyostrzyła jej węch i nie umiała po tak długiem odcięciu od świata wejść do niego ochotnie i odrazu, gdyż dolatywał ją trupi zapach z pod kwiatów. Nie czuła się dobrze w kwietystycznem środowisku Mouton-Chevallier’ów, a ich szczęście małżeńskie nie budziło w niej zazdrości. „Słodko, słodko... ach jakże słodko!“ powiada Molier. Nie... to nie dla mnie, pomyślała. Właśnie teraz trzeba jej było ostrych podmuchów życia.
Mogła być całkiem spokojna... słodka Solange sposobiła się już właśnie, by w tem zapośredniczyć.



247