Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/264

Ta strona została przepisana.

jakoś aż do ukończenia nauki syna, która dała świetny wynik. Uległa chorobie w czasie, kiedy ukończywszy średnią szkołę, zapisywał się na medycynę w Paryżu. Zdawał egzamin. Chociaż dostała zapalenia płuc, nie chciała mu przeszkadzać aż skończy i zmarła bez niego. Napisała doń na czystym arkuszu, wyraźnie, z należytemi akcentami krótki list:
— Odchodzę! Trzymaj się, chłopcze, i nie puszczaj niczego z garści!
Nie puścił w istocie. Przyjechawszy na pogrzeb, znalazł w domu małą sumkę, uciułaną grosz po groszu, tak że starczyła na pierwszy rok. Potem, zdany na samego siebie, pracował pół dnia, a często i część nocy, by mieć za co żyć przez drugą dnia połowę. Nie cofał się przed niczem. Wypychał zwierzęta, pozował rzeźbiarzowi, w niedziele usługiwał w podmiejskich kawiarniach, w soboty w nocnych restauracjach, a nawet jednej zimy, podczas wielkiego głodu wstąpił do szeregów miejskich zamiataczy śniegu. Bez namysłu żebrał bezczelnie, zabiegał o wsparcia, pożyczki upokarzające, których zwracać nie był w możności, a które, wzamian za pięć franków, dają prawo byle błaznowi do traktowania pożyczającego, jak psa (coprawda, gdy taki dawca raz mu spojrzał w oczy, tracił animusz, więc nie mogąc ulżyć sobie na pogardzie, uczuwał doń nienawiść i miotał, oczywiście, dla ostrożności za plecami, oszczerstwa). Przez kilka miesięcy gorączkowej pracy posunął się nawet do tego, że przyjmował pieniądze od dziewki publicznej, zamieszkałej w tej samej dzielnicy. Nie wstydziło to go, bowiem nie brał dla siebie (szczędząc do granic możliwości), ale dla celu, do którego zmierzał. Odczuwał potrzeby i chętki, pragnął nawet zagarnąć wszystko, ale trzymał się sam w jarz-

260