Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/267

Ta strona została przepisana.

Bogaty, mimo całej dobroci, nie zdoła pojąć nigdy, że pieniądze to jedyna myśl biedaka. Solange posyłała Filipowi bilety koncertowe, on zaś wypić musiał do dna puhar goryczy, przypominając tej uroczej kobiecie w loży o zaległych kwotach. Wypijał go jednak i bywało mu to często jedynym napojem w ciągu dnia. Solange zdumiewała się zawsze wielce i mówiła:
— Cóż znowu? Ach, drogi przyjacielu... zaraz gdy tylko wrócę... Jakaż postrzelona ze mnie baba!
Mimo obietnicy zapominała znowu na pare dni i wkońcu przysyłała, przepraszając jak najuprzejmiej w świecie. Filip wściekał się i przysięgał, że woli zdechnąć z głodu, niż się upominać w dalszym ciągu, ale „zdychanie“ to rzecz dobra dla ludzi, którym się nie chce żyć! A on chciał, to też przypominał raz po raz. Solange nie brała mu tego za złe, przeciwnie, zapomniawszy (ach... tyle miała spraw na głowie...), rada była, że się jej przypomniał i dawała z wielką zawsze przyjemnością.
Dziwny był ten stosunek pomiędzy młodym, namiętnym, żądnym uciech świata młodzieńcem, a młodą, niewiele odeń starszą, piękną, ponętną i dobrą z kośćmi kobietą! Przez ciąg lat całych widywali się często w cztery oczy, a nic dwuznacznego nie zmąciło ich przyjaźni. Spokojna Solange udzielała Filipowi rad macierzyńskich odnośnie do toalety, drobnych problemów światowych i życia praktycznego, a on nie wstydził się brać, prosić o radę, a nawet zwierzać i opowiadać o swych zamiarach i niepowodzeniach. Mógł to czynić bez obawy, gdyż Solange nie pojmowała niczego co złe i niczego co realne. Było jej to obojętne, słuchała, a potem odpowiadała z uśmiechem:

263