zyko i osiągał wyniki niesłychane, niemożliwe do zignorowania, które mu zjednały u podwładnych i asystentów entuzjastyczną sympatję i podziw. Ta działalność doprowadzała do konfliktów z Akademją, gdzie zasiadali ludzie ospali, nie lubiący zuchwałych szturchańców i pełni niedowierzania, ale z tych homeryckich bojów Filip wychodził zawsze niemal ze słowem decydującem, zaś bez wyjątku, każdorazowo, ze słowem ostatniem...
Szerzył postrach, twierdząc, że nie zważa na jednostki, ale działa dla dobra nauki i ludzkości. Oświadczał, że radby czynić doświadczenia nad zbrodniarzami, tępić zwyrodniałych, kastrować anormalnych i dokonywać heroicznych eksperymentów na żywem ciele. Nienawidził sentymentalizmu, nie litując się nad pacjentami, nie dopuszczał też politowania, a wszelakie szlochy nie interesowały go wcale. Ale gdzie jeno mógł ratować... ratował w sposób bezwzględny, zatapiał nóż w żywem ciele, by uleczyć żyjącego człowieka. Miał serce twarde, ale ręce aksamitne. Bano go się i oblegano jednocześnie. Obdzierał bogaczy, a nie brał nic od biednych.
Żył wystawnie, rozlubowawszy się w zbytku, był jednak w stanie to wszystko odrzucić w zupełności każdego dnia. Szło o to jeno, by jeśli się już ma, mieć wszystko. Żona stanowiła część składową tego zbytku. Używał wszystkiego, jak należało, nie żądając jednak tego, czego dać nie mogło. Nie chciał, by Noemi podzielała jego myśli, gdyż nie dawał ich jej wcale. Noemi wcale nie pragnęła tego, mając resztę, i czuła się zadowoloną. Filip zadecydował, że kobieta winna być taką, a gdyby myśleć zaczęła, stałaby się meblem zawadzającym i nie miłym.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/269
Ta strona została przepisana.
265