Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/277

Ta strona została przepisana.

myśleć, czcigodny kolego... rozpatrzyć... czy owi zmarli... istotnie zmarli w tych domach... ale niewiadomo żali zmarli dlatego, że zmarli w tych właśnie domach... Jeden pokazał mi plik zaświadczeń... (oczywiście sfabrykowanych umyślnie), że lokatorowie są współwinni z właścicielami, którzy ich przekupili... drugi dowodził, że większość zasłabnięć na raka pochodzi z nieszczęśliwych wypadków... inny zwalczał mój plan tem, że stare domy są zdrowsze od nowych, bo obszerniejsze i lepiej przewietrzane i dawał za przykład ... swój dom. Należy uzdrowić je, nie zaś niszczyć... wystarczy szorowanie... właściciele godzą się na dezynfekcję... Zresztą skądże wziąć pieniędzy na wywłaszczenie?... Jesteśmy biedni! Ach, gdyby szło o nowy model armaty! Ale rak zabija lepiej od armaty! Na zakończenie farsy jeden podkreślił, że należy zważać na... piękno. Owe fasady z czasów Króla-Świntucha są to dzieła sztuki, które należy konserwować! Nie jestem wrogiem sztuki i pokażę pani u siebie dość dobre obrazy stare i nowe, ale starość (ile nie idzie o jakąś piękną starą damę, tę, czy ową) nie jest mi wykładnikiem piękna! Piękna, czy nie, znieść nie mogę, by przeszłość zatruwała chwilę obecną! Z wszystkich rodzajów obłudy odpycha mnie najbardziej obłuda estetyzmu, której oschłość i martwota przybiera pozór dostojeństwa. Nagle, wśród debaty, jeden z kolegów odciągnął mnie na bok i szepnął: Jakto, nie wiesz? Mikrob, żywiący się lokatorami jest wielkim przyjacielem prezydenta wielkiego komitetu handlu i aprowizacji, pewnej, szarej eminencji, która urządza wybory i koalicje, oraz przewodniczy konwentyklom i bankietom demokratycznym. Jest to człowiek niewidzialny, którego działalność trzyma w całości chwie-

273