Noemi wróciła spiesznie. Przywiodła sobie na pamięć pierwsze spotkanie Filipa z Anetką, własną głupotę i zdradę obojga. Pieniła się od złości, dopadłszy mieszkania. Szalała, jak trąba powietrzna. W oka mgnieniu wszystko zostało porozrzucane. Trudnoby było poznać jej twarz w tej chwili wykrzywioną gniewem. Gryzła, darła, szarpała chustki, targała i ciskała na wszystkie strony papiery, leżące na biurku Filipa, mściła się na piesku, który przybiegł po pieszczoty, i omal nie zadusiła papugi. Ale zamknęła się na klucz na czas odgrywania roli furji, gdyż pamiętała, że nie wygląda powabnie. Po skończeniu wyglądała ponuro, staro i zwiędle. Przejrzała się w lustrze i dało to jej przyjemność mściwą, niemal ulge nawet, że jest brzydka i rozwścieczona. Potem, zdjęta politowaniem nad sobą, padła z płaczem na kanapę. Pamiętając jednak o bliskim powrocie Filipa, spieszyła się, zdwajając szaleństwo, płacząc prędko i obficie. Grzmiało teraz jeszcze, ale minęła główna nawałnica. Nie żywiący urazy piesek polizał ją w ucho, przeto zaczęła go całować i wyżalać mu się, potem zaś usiadłszy na dywanie, jęła głaskać nogę własną i myśleć. Nagle podskoczyła, jakby powziąwszy postanowienie, zgarnęła włosy, pozbierała rozrzucone przedmioty, uporządkowała papiery, przywróciła starannie piękny