Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/299

Ta strona została przepisana.

wygląd swej twarzy, poprawiła suknię i siadła czekać.
Filip zastał ją spokojną i przymilną. Zpoczątku spróbowała broni najprostszej, w ciągu rozmowy wsuwając oszczerstwa pod adresem rywalki. Słodkim głosem mówiła okropności o Anetce, w pierwszej, oczywiście, linji na temat jej urody (moralność to rzecz drugorzędna), bo choć kochamy umysł, w praktyce miłosnej jest ciało rzeczą główną. Noemi celowała zawsze w wyszukiwaniu wad w kobietach, które raz posłyszane obrzydzają je mężczyźnie, tym razem prześcignęła jednak samą siebie. Owo zatruwanie w oczach kochanka obrazu kochanki uszczęśliwiało ją. Ale Filip nie drgnął nawet.
Zmieniła tedy szyk bojowy. Zaczęła bronić Anetki przed pewnemi pogłoskami i wychwalała jej cnoty (nic nie ryzykując). Chciała zmusić Filipa, by przemówił, zdjął maskę i wyszedł na pole bitwy. Ale i tym razem Filip pozostał obojętnym.
Przeszła więc do zaczepek miłosnych, podjudzała jego zazdrość, groziła ze śmiechem, że gdyby ją zdradził, pokaże mu, co potrafi. Nie uśmiechnął się nawet, tylko pod pozorem interesu ruszył ku drzwiom.
Ogarnięta gniewem, wrzasnęła, że wie wszystko, że jest kochankiem Anetki. Groziła mu, przeklinała, błagała, przysięgała, że sobie odbierze życie, on zaś wzruszywszy ramionami, postąpił znowu ku drzwiom. Podbiegła, chwyciła go za ramię, zmusiła, by się obrócił i przysuwając twarz do jego twarzy, spytała zmienionym głosem:
— Filipie... Czyż mnie już nie kochasz?
Spojrzał jej prosto w oczy i odrzekł:
— Nie!

295