Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/303

Ta strona została przepisana.

Puściła broń i przestała walczyć. Nadeszła reakcja nerwowa. Łkając padła u nóg Anetki i dostała spazmów. Anetka od początku czuła intuicyjnie komedję (ale gdzie była granica tej komedji?) i ogarnął ją głuchy gniew na ten szantaż samobójczy. Ale trudno było zapoznać cierpienia tej małej istoty, tonącej bez ratunku. Anetka usiłowała być nieustępliwą, odwracała się, ale nie mogła wytrzymać, wstyd jej było podejrzeń i wkońcu pełna politowania, uklękła przy Noemi, podniosła jej głowę i pocieszała po macierzyńsku:
— Nie martwić się... no... no... jakoś to będzie!
Wzięła ją w silne ramiona i podniosła młode ciało, wstrząsane łkaniem, poddające się jej bez oporu.
— Czyż możliwe, bym ja była powodem tych cierpień?
Głos jakiś odpowiedział jej:
— Czyż nie okupiłabyś swego szczęścia mnóstwem cierpień?
— Ale swoich własnych.
— Własnych i cudzych. Czemuż drudzy mają być uprzywilejowani?
Spojrzała na omdlałą napoły Noemi... Jakże lekka... niby ptaszek! Wydało jej się, że to jej córka i bezwiednie przycisnęła ją do piersi. Noemi otwarła trochę oczy, a Anetka pomyślała:
— Nie szczędziłaby mnie pewnie, będąc na mojem miejscu!
Noemi popatrzyła na Anetkę wzrokiem rozpaczy, a Anetka położyła ją na sofie i stojąc przy niej, położyła jej dłoń na głowie (Noemi zadrżała ze wstrętu, ale nie okazała tego). Po chwili Anetka spytała, jak dziecka płaczącego:

299