Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/312

Ta strona została przepisana.

Za młodu nie myślała o ofiarach, potem rzekłszy sobie, że trzeba być twardą, zaczęła słabnąć. Teraz mogła być twardą czasem jeno. Starzała się. Przed dziesięciu laty bez wahania zadałaby Noemi cios... To było jej szczęście i prawo! Biada temu, kto go tknie! Pocóż szukać pozorów? Teraz musiała znaleźć inne racje, by zgodzić się na swoją część szczęścia. Zwalczając rywalki, gdy szło o chleb, uzasadniała to koniecznością wyżywienia dziecka i czuła za sobą instynkt macierzyński, animalny, prawo obrony potomstwa. Gdy jednak szło o instynkt drugi, miłosny, zdobywała się na obronę sporadycznie jeno. Macierzyństwo zajęło w niej zbyt dużo miejsca, a nawet zniszczyło częściowo ten instynkt drugi.
Syn nie był jej żadną pomocą w tym obecnym kryzysie, a nawet stał się jednym jeszcze więcej wyrzutem i niepokojem. Musiała przyznać, że nie liczyła się z nim tutaj i dlatego uczyniła wszystko, by to przed nim ukryć. Z dawnych doświadezeń znała jego zazdrość wobec mężczyzn, którzy się do niej zbliżali, i radowało ją, że chce mieć matkę wyłącznie dla siebie. Dziś jednak musiała bronić swego szczęścia... przed kimże to? Przed drugiem szczęściem własnem? Nie chciała poświęcić żadnej z tych namiętności, że zaś zazdrościły sobie wzajem, przeto ukryła jedną przed drugą. Czyż jej się to udało? Marek niecierpiał „tamtej“, nie wiedział też o niczem (była tego pewna), czyliż jednak nie zwęszył czegoś? Wstydząc się kryć, wstyd jej było, że może coś podejrzewać. Nie... nie... z innych powodów niecierpiał Filipa...
Filip wcale nie troszczył się o Marka. Biorąc za żonę Anetkę, wziąłby jeszcze kilku smarkaczy takich, którzy ani uczuciowo, ani materjalnie nie stanowili dlań

308