Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/313

Ta strona została przepisana.

żadnej pozycji. Patrzył na Marka bez niechęci, uznając go za wyrostka nie głupiego, ale rozleniwionego i trochę papinka. Byłby go pewnie postawił na nogi, ale nie miał powodu czulić się i okazywał to wyraźnie. Mówił o nim i do niego z szorstką dobrodusznością, która dotykała Anetkę. Nawykły do prostactwa w życiu, nie poczuwał się do względów należnych naturze wykwintnej, dumnej i nie szczędził wrodzonej skromności. Przemawiał do chłopca prosto z mostu, dawał mu ostrzeżenia i rady lekarskie, od których rumienili się oboje z matką. Zupełna szczerość wobec dzieci, jaką wyznawał Filip, była też zasadą Anetki, ale są przecież różne formy szczerości. Upokorzony Marek przepajał się urazą i było oczywistem, że dwie te, tak różne natury muszą żyć wśród ciągłych nieporozumień, starć i walk, co przerażało Anetkę jako kochankę i matkę.
Pozbawiona rady i pomocy, zmuszona decydować sama, wiedząc, że jej się należy szczęście, rzucała się jak lwica na łup umykający. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że może być szczęśliwą z człowiekiem, jak Filip, kobieta, jak ona. Byłoby to życie pełne, świadome, zuchwałe, nie śpiące na pewnikach, ale szarpane wichrami, burzą, akcją, walką ze światem i sobą, nużące, godne, by je przeżyć, choć zakończone wyczerpaniem. Prześliczne widoki! Ale skąd wziąć sił? Starczyło na to, by nieść brzemię do końca, dumnie i prosto. Ale ktoś musiał włożyć jej to na barki. Filip winien był objuczyć ją i rozkazać: Nieś to dla mnie. Jesteś mi potrzebna! To stłumiłoby wszystkie wyrzuty sumienia. Ale powiedziawszy tak zrazu, przed zdobyciem jej, nie powtórzył już potem. Nie wiedziała, czy jest potrzebna temu człowiekowi, który walczył sam, pracował sam i dawał sobie sam radę, a nawet pysznił się

309