Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/322

Ta strona została przepisana.

— Wszakże masz pani dość sił, by znieść zło i dobro, jakie daje miłość.
— Tak, jestem silną, Filipie! Ale chcę miłości pełnej, duszy i ciała, nie chcę zaś połowy.
— Dusza, to błahostka!
— Czemuż tedy oddałeś swą energję? Czemuż to poświęcasz się od młodości, jeśli nie swej idei.
Wzruszył ramionami.
— Głupstwo! — powiedział.
— Ale żyjesz tem. Ja również mam swoją ideję. Nie uśmiercajże jej!
— Czegóż chcesz, właściwie?
— Chcę, byśmy się nie widywali aż do dnia, w którym postanowimy połączyć się na całe życie, albo rozejść.
— Czemuż to?
— Bo nie chcę dłużej ukrywać się, nie chcę podziału... nie chcę.!
Nie wspomniała powodu najtajniejszego.
Gdyby żyła jak dotąd, zbrakłoby jej niedługo woli, straciłaby władzę nad sobą i zeszła do roli zabawki, którą się łamie i rzuca, gdy brudna.
Filip nie był zdolny pojąć tego buntu instyktownego przeciw niewoli własnych zmysłów i wydało mu się to jeno chytrostką kobiecą, w celu opanowania mężczyzny. Nie powiedział tego, ale okazał, a dostrzegłszy to, Anetka zerwała się do odejścia. Filip drżał z niecierpliwości i wysiłku nie zdradzenia się wobec przechodniów, chwycił ramię Anetki, ścisnął i rzekł, tłumiąc wzburzenie:
— Ja zaś nie chce rezygnować, chcę cię widywać... Milcz! Nie odpowiadaj!... Nie możemy tu rozmawiać! Przyjdę dziś wieczór.

318