Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/327

Ta strona została przepisana.




Anetka chciała uciec się w niedoli swej do syna i na jego piersi ukryć zbolałą głowę. Sądziła, że miłość ta nie zawiedzie. Niestety, zawiodła także. Anetka nie mogła uzyskać znaku serdeczności, lub przynajmniej zainteresowania Marka, który stał się teraz, jak nigdy, oschły, chłodny i obojętny. Nie dostrzegł trosk matki, które zresztą taiła, ale tak niezręcznie, że mógł wyczytać wszystko z oczu bezsennych, bladej twarzy, chudych rąk i całej postaci, żartej okrutną namiętnością. Nie czytał, nie patrzył nawet, zajęty sobą wyłącznie. Jawiąc się tylko do jedzenia, milczał, niebaczny na wysiłki matki i ledwo na początku i na końcu dnia mówił dla świętego spokoju: dzieńdobry i dobranoc, co zresztą uważał za bzdurę. Podawał niechętny i znudzony czoło do pocałowania przed pójściem do liceum, lub za własnemi sprawami (z których nie zdawał rachunku), zresztą siedział w swym pokoiku, wielkości szafy, wciśniętym pomiędzy jadalnię a sypialnię, i biada temu, ktoby mu przeszkadzał. Przy stole był jak obcy, a Anetka mówiła sobie z goryczą:
— Gdybym zmarła, nie zapłakałby nawet.
We snach jeno marzyła o małym towarzyszu z krwi własnej, co przytulony do jej serca, odgadywał bez słów wszystko. Jeśli mu już zbrakło serdeczności, cze-

323