Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/329

Ta strona została przepisana.

Od pierwszego widzenia była mu rajem zabronionym, cudnym mirażem, jaki w oczach niewinnego dziecka stanowi kobieta. Tworzy ono sobie obraz z wszystkiego, co widzi i nie widzi, czego się boi i pragnie, pod wpływem ekstatycznego, brutalnego wołania natury. Nie dostrzegał może dobrze ani jednego rysu Noemi, ale wszystko, każdy fałd jej sukni, pęk włosów, głos, zapach, lśnienie oczu, wyrywało mu z ciała i serca okrzyki wesela i nadziei, budziło szczęście i łzy wyciskało.
W tym samym czasie, kiedy był dla matki twardy, wrogi, lodowaty i niedostępny badaniom, czemu taki jest, kiedy za najbłahszem słowem dawał opryskliwe odpowiedzi, wtedy właśnie osiągnął objawienie cudu. Od tygodnia był pijany. Chodził bez wiedzy matki do Noemi, która go zrobiła swym szpiegiem, chcąc wiedzieć, co się dzieje w obozie nieprzyjacielskim. Pewnego dnia zastał Noemi przed zwierciadłem w salonie. Mówiła do siebie i mizdrzyła się. Żartem posmarowała mu wargi barwiczką, odjętą od własnych ust. Odtąd Marek czuł smak ust ukochanej i nie schodziły mu one z myśli. Widział różową, jak wiśnia wargę górną, podniesioną, niezdolną nigdy dotknąć dolnej. Pewnego dnia trzasnąwszy drzwiami, postanowił „zwiać“ z liceum i przejść się. Był lipiec, po pogodnem niebie płynęły obłoki, szemrały fontanny, uśmiechały się mijające go kobiety. Wszystko to oszołamiało go.
Szedł, nastawiając jasną głowę na wiatr letni, i był przepojony szaleńczemi urojeniami, ale mimo to dostrzegł ciotkę Sylwję na trotuarze przeciwległym. Co prędzej skręcił w bocznicę, nie chcąc jej spotkać, nie dlatego, by miał się obawiać jej uwag z powodu opuszczenia lekcyj, ale dlatego, że mając tajemnicę, nie był

325