Wróciła na stałe do Paryża. Córka Raula Rivière’a wiedziała dobrze, że niełatwo przyjdzie pogodzić świat z sytuacją. Pogardzała nim jak ojciec, ale nie umiała, jak on, stosować się do przesądów, poto by tem łatwiej je omijać. Postanowiła stawić im czoło i wygrać.
Pierwszy krok powiódł się dość dobrze. Stara ciotka Wiktorja, pozostała przez czas jej nieobecności, jak od długiego czasu, strażniczką domu. Mała to była, przeszło sześćdziesięcioletnia osoba, o cerze świeżej, bez zmarszczek, i włosach w papiloty skręconych. Łagodna, dobra, bardzo nieśmiała, unikała wszystkiego, co jej mogło zmącić spokój. Od dzieciństwa Anetka, nawykła do ciotki, która jej oszczędzała utrapień domowych, pilnowała czystości, wykwintu i kuchni (była bowiem łakoma), nie krępowała się nią, jak meblem domowym. Zdanie jej było niczem, zresztą nie miała go wcale. Ciotka Wiktorja widziała i słyszała w ciągu trzydziestu lat pobytu w domu brata dość różnych, dziwnych rzeczy. Ale nie słyszała i nie widziała ich, chociaż Raul wcale się przed nią nie ukrywał. Nazywał ją poufnie głuchoniemą seraju, starym gratem domowym, lub wyśmiewał się, tak, że aż płakała, potem zaś całował hałaśliwie w policzki, przymilał się i pozwalał skakać koło siebie jak koło zepsutego dziecka. Zachowała o nim wspomnienie jako o „złotem sercu“, a nawet