patrzenia... Trochę sadyzmu, a także odrobinka litości, większość zaś patrzyła dla rozrywki. Niektórzy chcieli widzieć, jak wygląda cierpienie (jakby to sami cierpieć mogli), jak wygląda śmierć (jakby to oni umierali). Marka uderzyła ta nikczemna ciekawość. Zabić się... dobrze... ale nie publicznie. Jak matka, nie chciał dawać widowiska kanaljom, pozwolić się dotykać rękami, hańbić spojrzeniem! Zacisnąwszy zęby, wrócił prędko, zdecydowany na śmierć.
Myszkując pod nieobecność matki w mieszkaniu, znalazł rewolwer Noemi, który Anetka niedbale włożyła do szuflady. Zabrał goi schował. Postanowił teraz przystąpić zaraz do rzeczy. Wślizgnął się cicho jak wyszedł i, zamknąwszy drzwi swej stancyjki, zaczął przygotowania. Gdzież strzelać, by nie chybić. Trzeba stanąć przed lustrem,... ale gdzież upadnie? Lepiej siąść przy stole i lustro postawić przed sobą. Zdjął lustro, i oparł o gruby słownik... Widział się teraz dobrze. Przyłożył lufę do czoła i przyszło mu na myśl, że najlepiej mierzyć w skroń. Zakłopotało go, czy to nie zaboli bardzo... O matce nie wspomniał nawet. Patrząc sobie w oczy, doznał wzruszenia... Biedny ten Marek! Wydało mu się, że musi jednak przed śmiercią wyrazić, czego doznał od świata i jak nim gardził. Koniecznie się trzeba było zemścić, zostawić po sobie żal i wzbudzić podziw. Wziął duży arkusz, złożył go krzywo (spieszył się) i napisał starannem, a koślawem pismem dziecka:
— Żyć nie mogę, gdyż mnie zdradziła. Świat jest zły. Nie kocham już nikogo, przeto lepiej umrzeć. Kobiety kłamią, są nikczemne, nie umieją kochać! Pogardzam niemi. Chcę, by mi ten papier włożono do trumny. Umieram przez Noemi.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/335
Ta strona została przepisana.
331