Zapłakał, ujrzawszy na papierze to drogie imię i zatkał usta chustką, by ktoś nie usłyszał. Otarł oczy, przeczytał i pomyślał poważnie.
— Nie mogę jej kompromitować.
Potargał tedy papier i zaczął na nowo, a wiersze, wbrew usiłowaniom, wypadły krzywo. Napisawszy:
— Nie umieją kochać...
Dodał:
— Ja umiałem i dlatego umieram.
Mimo bólu, zadowolony był wielce z tego frazesu, pocieszył go niemal i ogarnęła go fala dobroci dla tych, których opuszczał, to też zakończył wspaniałomyślnie:
— Przebaczam wszystkim!
Podpisał kartkę. Za chwilę miał być wolny i zgóry przewidywał piękny efekt.
W chwili, gdy maczał zaschłe pióro, chcąc poprawić niekształtną literę, otwarły się nagle za jego plecami drzwi stancyjki. Zdołał ledwo wetknąć pod pachę rewolwer i papier. Anetka dostrzegła tylko lustro, podparte słownikiem, i była pewna, że Marek przeglądał się w niem właśnie. Nie uczyniła żadnej uwagi i głosem wielce znużonym, jakby do cna wyczerpana, powiedziała, że wyszło jej z pamięci kupić mleka. Poprosiła, by ją wyręczył w tym sprawunku. Ale Marek, zajęty sprawą, o której nie wiedziała, nie miał ochoty iść i odparł szorstko, że nie ma czasu. Uśmiechnąwszy się gorzko, wyszła i zamknęła drzwi.
Słyszał, jak kroczy powoli po schodach (była całkiem złamana), i uczuł wyrzut sumienia. Wspomniawszy wyraz jej twarzy, wsunął szybko rewolwer w szufladę, zagrzebał swe „Pożegnanie życia“ pod stosem książek i wybiegł. Na schodach potrącił matkę i krzyknął szorstko, że idzie po mleko. Anetka wróciła, a w sercu
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/336
Ta strona została przepisana.
332