Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/346

Ta strona została przepisana.

to też boso, w koszuli podszedł do drzwi pokoju Anetki i zaczął nadsłuchiwać. Spała, oddychając porywczo i nierówno. Uchylił drzwi i pragnąc przekonać się, czy nie chora, podszedł do łóżka. Zobaczył ją przy świetle ulicznej latarni. Leżała nawznak, bezwładna, z włosami na twarzy i miała ten wyraz tragiczny, który dawniej już niepokoił Sylwję. Urywany, gwałtowny oddech szarpał jej piersiami, Marka przeraziło to i napełniło politowaniem, odczuł bowiem całe znużenie i troskę matki. Pochylony nad nią, szepnął drżącym głosem:
— Mamo!
Anetka posłyszała snać przez mgłę snu to zawołanie, uczyniła gest, jakby się chciała wyrwać z tej toni, i wydała jęk. Chłopiec odszedł przerażony, ona zaś zapadła w bezwład na nowo. Położył się i wyczerpany całym dniem spał bez przerwy do rana.
Gdy wstał, przyszły mu na myśl nocne obawy. Zdziwiła go także długa nieobecność matki, która zazwyczaj (złościło go to nawet) wchodziła do jego stancyjki rankiem i całowała na dzieńdobry. Dziś jej nie było, ale słyszał, że chodzi po swoim pokoju. Otwarł drzwi. Klęczała, ocierając z kurzu meble, i nie obróciła się do niego. Gdy jej powiedział: dzieńdobry, spojrzała z uśmiechem i odpowiedziała:
— Dzieńdobry, mój chłopcze! — i podjęła na nowo robotę, nie troszcząc się o niego wcale. Myślał, że zacznie pytać co robił, czego niecierpiał, ale dotkniętym się uczuł, gdy tego nie uczyniła. Chodziła teraz po pokoju, porządkując i kończąc się ubierać, gdyż wyjść musiała na lekcje. Widział w lustrze jej rysy znużone, oczy podkrążone jeszcze, ale błyszczało w nich światło, a usta śmiały się. Spodziewał się ujrzeć smutek i gotów

342