Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/38

Ta strona została przepisana.

wzajem. Anetka dowiedziała się od ciotki o małżeństwie siostry Lucyli, o czem jej nie zawiadomiono. Powinszowała listownie, Lucyla nie odpowiedziała, a Anetka powinna była nie nastawać dłużej. Ale uparła się, przez pęd do pewności, czy chęć cierpienia.
Poszła do Lucyli i to w dzień przyjęć, kiedy salon rozbrzmiewał licznemi głosami. Przypomniała sobie o tem dopiero wchodząc, to znaczy za późno na wycofanie. Około dwunastu osób, znajomych niemal dobrych, rozmawiało z ożywieniem. Na jej widok zapanowała cisza. Zawahała się na kilka jeno sekund, potem zaś uśmiechnięta, nie patrząc na nikogo, podeszła do Lucyli, która wstała zakłopotana. Była to szczupła blondynka, o małych oczkach, słodkich i wabliwych, małej, filuternej buzi, o wysuniętych nieco ząbkach, podobnych myszy. Sprytna, nie robiąca sobie nic z ludzi, ni idei, mimo pozorów sympatji, była rozsądna, trochę skryta, lubiła się podobać, niecierpiała sporów z nikim i szczędziła każdego. Postępek Anetki nie dotknął jej wcale osobiście, z przyjemnością węszyła przebieg skandalu szpiczastym noskiem, a ta głupia awanturka bawiłaby ją nawet, gdyby jej nie ambarasowała jednocześnie ze względów światowych. Otrzymawszy od Anetki wieść o powrocie, pomyślała:
— Fatalna historja! Cóż odpisać?
Nie chcąc dotknąć Anetki, nie chciała również narazić się na sąd ujemny, to też, odkładając z dnia na dzień, umyśliła pójść do niej potajemnie (kiedyś... to nic pilnego!). Nie przeszkadzało jej to kpić z Anetki i wraz z innymi przybierać miny oburzenia.
Nagłe zjawienie się przyjaciółki postawiło ją wobec konieczności natychmiastowego wyboru (straszna rzecz!). Wybaczała raczej to, że sobie dała zrobić

34