Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/46

Ta strona została przepisana.

u Lucyli, wprawdzie nie narażając się, ale nie spodziewała się i tego nawet.
Przyjęła go po przyjacielsku, leżąc na otomanie w porannym negliżu. Od kiedy została matką, zaniedbała ścisłego porządku i poprawności, z czego dawniej żartowała Sylwja, a Marcel nie żałował tego. Spostrzegł, że wypiękniała, nabrała miłej, świeżej tuszy, ospałości rozkosznej, a oczy jej błyszczały szczęściem. Mówiła dużo, rada człowiekowi bystremu i zaufanemu, który znał jej watpliwości i wahania. Lubiła go za inteligencję był, jak zawsze, wykwintny, pelen zrozumienia i serdeczny, ale zdziwił ją od początku nowym zgoła tonem poufałości.
Wspomnieli ostatnie swe spotkanie przed fatalną wilegjaturą Anetki w Burgundji, u Brissotów, a ona przyznała, że Marcel doskonale przewidział, co nastąpi. Wyjaśniła mu motywy, dla których nie wyszła za Rogera, ale zaraz zarumieniła się na myśl, że Marcel zrozumie to inaczej i będzie się śmiał. Powiedział też takt myśli i miała doń zaufanie. Franck złośliwie:
— Spostrzegła to pani, widzę, równie dobrze jak ja.
Rozweselił go obrót sprawy i przybrał taką minę, jakby był współwinnym, a Anetka zmieszała się i ukryła to pod przysłoną ironji. Marcel przelicytował ją jednak, mówiąc:
— Spostrzegła to pani nawet dużo lepiej niż ja. My, mężczyźni, sądzimy, że możemy narzucić kobietom własną mądrość, a wpadamy sami w pułapkę, kiedy głosem wabnym i pięknemi, wielkiemi oczyma pytają nas trwożnie co czynić. Wiedzą to one dobrze. Pochlebiają naszej manji pouczania, a mogłyby być na-

42