Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/52

Ta strona została przepisana.




Marcel nie wrócił, a Anetka nie uczyniła nic, by go przywołać. Pozostali przyjaciółmi, ale czuli do siebie wzajemną urazę. Dlatego właśnie, że nie był jej obojętny, Anetkę dotknęło to co w nim wyczytała. Nie obraziła się wcale, gdyż rzecz była banalna, aż nadto banalna, i nie czuła doń żalu, tylko... tylko... nie mogła zapomnieć. Istnieją takie przebaczenia rozumu, nie ratyfikowane przez serce. Przyczyniła się do tego może konieczność przyznania, że sytuacja jej doznała zupełnej zmiany. Zachowanie Marcela podkreślało to lepiej jeszcze od przykrej sceny w salonie Lucyli. Nie chroniły jej już względy konwencjonalne, przysługujące uległym członkom społeczeństwa. Musiała się bronić sama, stała na placówce straconej.
Zamknęła drzwi i nie wspomniała Sylwji o poczynionych doświadczeniach, które przewidziała, i teraz nie omieszkałaby triumfować. Zachowała je dla siebie i zamknęła się z dzieckiem, zdecydowana żyć wyłącznie dla niego.
Gdy mały Marek wrócił z przechadzki wieczorem, po bytności Marcela, powitała go z uniesieniem. Zaczął się do niej śmiać i wyciągnął wszystkie cztery łapki, ona zaś chwyciła go jak łup i, udając zgłodniałą wilczycę, pożerała pocałunkami wszystkie członki malca, wkładała w usta jego nóżki, a rozbierając, łaskotała wargami od stóp do głowy.

48