— Wraca znowu... wraca! Ratuj mnie!
Odpowiadała, tuląc je do siebie:
— Ocalę cię! Nie bój się! Nie zabierze mi ciebie!
Ale ataki wracały ciągle i malec dusił się. Nie sam jednak. Anetka wiła się wraz z nim, chcąc zerwać dławiącą pętlę. Chłopak czuł, że walczy, że wielka opiekunka nie opuści go, a słodki ton jej głosu i dotknięcie palców przepajały go ufnością. Czuł, że mówi:
— Jestem przy tobie!
Płacząc i trzepocząc rączynami w powietrzu, wiedział dobrze:
— Pobije „go“ teraz!
Ona biła w istocie, walczyła ze złem, które umykało, pętla pękała, a małe, drżące ciałko poddawało się rękom, które je tyle razy uratowały. O jakże słodko jest oddychać we dwoje po takiej topieli! Fala powietrza, płynąca przez pierś dziecka zalewała też pierś matki i wzdymała ją rzeźwem, lodowatem tchnieniem rozkoszy.
Chwile odpoczynku były jednak krótkie, a walka przeciągała się w nużących nawrotach. Stan dziecka ulegał polepszeniu, ale za każdą recydywą opiekunki tropiły się na nowo, przypisując sobie zaniedbanie chwilowe, które mogło unicestwić leczenie. Anetka mówiła sobie:
— Jeśli umrze, umrę i ja!
Odwykła od snu w ciągu nocy, kiedy dziecko potrzebowało jej opieki, ale podczas, kiedy spało spokojnie, mogła korzystać z tego i odpocząć. Ale myśl nie dopuszczała zamknąć oczu, drżała bowiem, jak drut telegraficzny w wietrze. Anetka zaświecała zpowrotem lampę i usiłowała kojarzyć myśli logicznie, by uniknąć szaleństwa. Snuła jednak same jeno rozumowania za-
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/62
Ta strona została przepisana.
58