bobonne, dziecinne i cudaczne. Wydawały się takiemi przynajmniej jej umysłowi, nawykłemu do metody realistycznej. Powiedziała sobie, że nieszczęście zawisło nad nią dlatego, iż była dotąd zbyt szczęśliwą i dla wyleczenia syna musi ponieść jakąś klęskę innego rodzaju. Było to echo wierzeń w kompensację, wierzeń prastarych ludzkości. Ludy pierwotne składały swe pierworodne dzieci w ofierze dzikiemu bóstwu-przekupniowi, które nie daje niczego darmo. W ten sposób zabezpieczano sobie ongiś posiadanie reszty dóbr ziemskich. Anetka postanowiła odkupić swego pierworodnego syna za cenę całego życia swego i mienia.
Powiedziała mu:
— Bierz wszystko, byle on żył.
Natychmiast wpadło jej zresztą:
— Głupstwa gadam! Wszakże nikt tego nie słyszy!
Mimo to jednak instynkt atawistyczny węszył dalej za bóstwem zazdrosnem, a srogiem, i kupcząc z niem na serjo, a uparcie, mówiła:
— Zróbmyż układ! Płace gotówką! Dziecko jest moje! Wymień cenę!
Jakby dla potwierdzenia tego zabobonu los wziął Anetkę za słowo. Pewnego ranka poszła ciotka Wiktorja do notarjusza, by podjąć sumę, którą miał dawniej już wpłacić, i wróciła zrozpaczona w chwili właśnie, kiedy Anetka upewniła się w zupełności co do wyzdrowienia małego Marka. Lekarz wyszedł dopiero co, zapowiedziawszy pełną rekonwalescencję. Uniesiona radością, ale drżąca jeszcze z trwogi, nie śmiała uwierzyć w to szczęście. W tej chwili otwarto drzwi, Anetka spostrzegła natychmiast desperacką minę ciotki i pomyślała:
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/63
Ta strona została przepisana.
59