Znał Anetkę od urodzenia i z całą szczerością wziął sobie do serca jej sprawy. Uznał za zupełnie naturalne, że mu je oddała po śmierci rodziców, i zrazu, z całą poprawnością zawodową skrupulatnie zawiadamiał ją o wszystkiem, nie chcąc czynić nic bez jej aprobaty. Nudziło to Anetkę, a wobec tego poradził jej, by mu udzieliła pełnomocnictwa do każdej sprawy, informując ją potem o przebiegu w sposób nader pobieżny (czego zresztą nie słuchała). Ponieważ Anetka wyjeżdżała często z Paryża, nie zostawiając adresu, przeto po pewnym czasie ułożyli, że pan Grenu będzie załatwiał wszystko wedle najlepszej woli i wiary, bez zasięgania jej aprobaty. Sprawy szły wyśmienicie, notarjusz zajął się wszystkiem, podejmował dochody z renty Anetki i dostarczał jej w miarę potrzeby pieniędzy. Wkońcu poradził jej, by mu udzieliła pełnomocnictwa generalnego dla uregulowania całokształtu spraw majątkowych. Upłynęło dużo wody... od roku blisko Anetka nie widziała pana Grenu, który jej atoli co kwartał uiszczał regularnie umówione kwoty. Żyjąc poza nawiasem paryskiego świata, nie czytując dzienników, dowiedziała się teraz dopiero o fakcie, który dawno zaszedł. Stary Grenu przechytrzył sprawę. Nie dla zysków osobistych, ale z wrodzonej skłonności do spekulacji zaczął obracać funduszami klientów, lokując je w przedsiębiorstwach ryzykownych i poniósł klęskę. Ratując sytuację, zadał cios ostateczny. Bez wiedzy Anetki użył nietylko całej jej gotówki i papierów wartościowych, ale korzystając z pewnej elastyczności pełnomocnictwa, obciążył do pełnej niemal wartości hipoteką dom jej w Paryżu i willę w Burgundji. Straciwszy wszystko, uciekł nie tyle ze względów utraconego honoru, jak z obawy, by się nie śmiano z jego naiwności.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/67
Ta strona została przepisana.
63