Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/70

Ta strona została przepisana.

chała dom, który jej wypadło opuścić. Ileż tam przemarzyła, ileż mieścił wspomnień? Ale odpychała te uczucia, pouczona doświadczeniem, że nie można sobie na nic pozwalać bezkarnie. Było ich za wiele i ogarnęłyby ją całą, a sił teraz potrzebowała na inne sprawy.
Raz ją jednak zaskoczyły znienacka. Było to pewnego popołudnia na krótko przed przeprowadzką, przy Quai de Boulogne, gdzie wszystko tchnęło bliską rozłąką. Była sama, gdyż ciotka poszła do kościoła, a Marka zabrała Sylwja. Klęczała na zwiniętym do połowy dywanie i składała zdjęte ze ściany obicie. Ręce jej były zajęte robotą, a umysł czynił obliczenia, odnoszące się do nowego mieszkania. Ale zostało w nim widać jeszcze miejsca na marzenie, gdyż uchwyciła coś, co dalekiem było od teraźniejszości, spostrzegła rysunek obicia, które składały jej ręce. Był to motyw kwietny, napoły zatarty, skrzydła motyli i opadające płatki. Rzecz bez znaczenia zresztą, ale spoczywały na tem oczy Anetki, gdy była dzieckiem jeszcze, na tej materji widniały dni przeminione. Wynurzyły się z nocy przeszłości. Ręce zaprzestały pracy, umysł usiłował przez chwilę powtarzać cyfry, potem ścichł, zgubiwszy nić przewodnią. Padła na posadzkę, oparła czoło o zwój dywanu, ujęła twarz w dłonie i dała się unieść barce. Nie podróżowała po określonej jakiejś krainie... otoczyły ją taką masą wspomnienia marzeń i przeżyć, że ich rozróżnić nie mogła. Zawrotna to była symfonja minuty milczenia, a mieściła w sobie więcej, niż treść całego życia. Gdy myślimy aktywnie, a świadomość chwyta rzekomo wnętrzne przeżycia, dostrzega jeno grzywę fali, w momencie, kiedy ją słońce złoci. Jeno marzenie sięga w głąb ruchomą i wyczuwa rytm wodospadu, który niesie bezlik teraz

66