Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/71

Ta strona została przepisana.

kropel, czy pyłu, zwianego przez wichry stuleci, owo nasienie myśli istot, z których wyszliśmy i które z nas powstaną, ten straszliwy chór nadziei i żalu, łkający za przeszłością, czy może przyszłością... Nieokreślona ta harmonja tworzy tkankę sekundy, rozbłysłej marzeniami, a starczy drgnienia, byśmy się zbudzili. Wiązanka bladych kwiatów wyczarowała to wszystko Anetce...
Otrząsnąwszy się z tego, milczała długo, potem i, nie patrząc, dokończyła roboty wstała zaraz spiesznie, drżącemi, niezdarnemi rękami. Nie dokończyła nawet, jeno napół złożone obicie rzuciła w kufer i uciekła z pokoju. Nie chciała zostawać sama z myślami swemi, trzeba je było odepchnąć narazie, później, gdy sama stanie się przeszłością... u zmierzchu życia... starczy czasu na żale... Dziś niosła w ramionach przyszłość i była nią cała zajęta, a marzenia kroczyły przodem. Nie wolno jej było zwracać uwagi na to, co istniało w tyle, nie wolno się było obracać...
Wyszła i kroczyła ulicami spiesznie, twardo, zapatrzona w dal... w lata... w długie lata... w życie przyszłe... życie dziecka i swoje, w życie Anetki jutra.



67