Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/75

Ta strona została przepisana.

cowni atmosferę swobody, która podtrzymywała siły aż do końca. Dumne ze swej przełożonej kochały ją zazdrośnie, ona zaś pozostawała obojętną. Wieczór, po odejściu robotnic, mówiła o nich z siostrą tonem chłodnym bez cienia życzliwości, co nawet raziło Anetkę, ale była uczynna i spieszyła z pomocą w chorobie, czy innej potrzebie, natomiast zapominała natychmiast, tracąc je z oczu. Nie miała czasu myśleć o nieobecnych, ni kochać zbyt długo. Była w ustawicznym ruchu, ciągle zajęta tualetą, gospodarstwem, jedzeniem, rzemiosłem, przymierzaniem sukien, paplaniną, miłostkami, zabawą, a wszystko, nawet milczenie (nigdy długie) przed zaśnięciem, gdy była sama z sobą, posiadało cechę swoistą i określony charakter. Ni kącika dla marzeń w niej nie było. Obserwowała sama siebie ciekawie i bystro, jak innych, obojętnych przechodniów. Życie wewnętrzne doprowadziła do minimum, wyładowywana cała w czynach i słowach, nie odczuwając zgoła potrzeby zwierzeń moralnych, niezbędnych Anetce. Pełnia światła, w którem żyła Sylwja, była dla tego uczucia środowiskiem nieodpowiedniem, gdyż musi mieć bodaj trochę cienia, a jeśli istniał (jak w każdej duszy), to drzwi zamknięte były szczelnie. Sylwja nie interesowała się wcale tem co tkwiło za drzwiami, gdyż za główne zadanie uznała należytą administrację tego, co posiadała, oraz radowanie się wszystkiem, pracą, czy zabawą, ale tak, by niczego nie utracić, a więc bez wielkiej namiętności, przesady, pamiętając o tem, by zgóry możliwość taką wykluczyć. Oczywiście, żaden kochanek nie mógł jej zawrócić głowy.
W rzeczywistości kochała naprawdę jedną tylko jedyną Anetkę... i dziwna rzecz... czemużto kochała

71