Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/85

Ta strona została przepisana.




Przez cały dzień siedział Marek w pracowni Sylwji, albowiem ciotka Wiktorja zmarła niedługo po przeprowadzce, nie mogąc przeżyć utraty dawnego ogniska domowego, starych mebli i nawyknień półwiekowego spokoju. Ponieważ Anetka pracowała poza domem aż do wieczora, Sylwja zabierała chłopca. Był on kotem pracowni, pieszczonym przez klientki i robotnice. Łaził na czterech łapach, albo siedział pod stołem, zbierając agrafki i kawałki materji, snując nici z motków, lub kłębków, a ciągle go napychano słodyczami, lub okrywano pocałunkami. Miał czwarty rok, brunatne, złotawe włosy, jak Anetka, i był trochę blady od czasu choroby. Życie stanowiło dlań nieustanne widowisko i przypominało dziecięce lata Sylwji, siedzącej pod biurkiem matki i gromadzącej swe pierwsze doświadczenia, słuchając jej klientek. Ale osoby dorosłe, siedzące wysoko na krzesłach i mające rozległy widnokrąg, nie wiedzą wcale, co chwytają oczy dziecka na ziemi skulonego. A cóż dopiero wpada w jego różowe uszka! Miały one czem się zająć w pracowni! Języki latały, rzucając słowa żartobliwe, zuchwałe i wyuzdane, skromność nie była bowiem grzechem Sylwji i jej trzódki. Śmieszki i plotki wprawiają igłę w ruch, a o malcu nikt, oczywiście, nie myślał. Nie rozumiał (to pewne), ale chwytał i już nie puszczał

81