Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/88

Ta strona została przepisana.

Wycierała mu nos, czesała i klepała, ale malca nie raziło nic, co z nim robiła. Nawet (mimo głośnych protestów) sprawiało mu to przyjemność. Któżby nie chciał dostać w skórę ręką królowej? Inna... hej Boże drogi... miałaby się zpyszna! Zresztą, nawet bez berła, Sylwja miała dlań wielki urok. Dostarczyła mu największej liczby kostek do układanki skombinowanej z wszystkich kobiet. Otulał się jej suknią, opierał głowę o jej brzuch i słuchał głosu (który rozbrzmiewał w całem jej ciele), lub też właził po lędźwiach na kolana i, objąwszy rączkami za szyję, pocierał o jej miękkie policzki nos, wargi i oczy, tuż przy uchu, gdzie powiewały jasne i pachnące loczki. Dotykanie jest tem dla dzieci, czem patrzenie dla starszych. To talizman pozwalający patrzeć poprzez mury i snuć złudę życia z elementów snu. I tak, nie wiedząc co znaczą te loki jasne, te policzki, ten głos, ta Sylwja, a w dodatku co znaczy słowo „mój“, malec myślał:
— To wszystko jest moje!



84