Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/101

Ta strona została przepisana.

czyna, nie posiadająca skrupułów, żywi macierzyńskie, rzec można, uczucia dla tego cherubinka, rumieniącego się, a bezwstydnego, który ją pożera i wprawia w jakieś dziwne zakłopotanie. Nic sobie nie robiąc z uczuć rodzinnych, czuje jednak odpowiedzialność za tego chłopca. Ma go na piersiach, patrzy na pobladłe policzki, w rozpłomienione oczy, śmieje się zrazu, potem ogarnia ją troska z powodu jego wycieczek nocnych, z których wraca wyczerpany i bezsilny o lodowatym poranku. Jest potrosze postrzelony, nierozsądny, ma suchy kaszel, płonie cały, zmiecie go byle podmuch wiatru, spłonie jak więź słomy. Marcelinkę ogarnia niepokój, a jednocześnie rozdmuchuje ten płomień, igra z nim. Jest zazdrosny, a ona go dręczy, nie zważając zresztą na to, że jej potrosze zawadza. Ma skrupuły, jednocześnie atoli dobija go poprostu.
W stosownej chwili interwenjuje ojciec Pitan. Zna wszystkich i wszyscy go znają. Dobroć i naiwność, z której szydzą ludzie, dała temu dziwakowi prawo mówienia w oczy tego co niemiłe. Mówi, wszyscy słuchają, nikt się nie obraża, bez względu czy to bierze serjo czy nie. Pitan powiedział dziewczynie:
— Panno Marcelinko! Jeśli zatrzymasz dłużej przy sobie swego żółtodzióbka, nie starczy go na długo. Wybiera się na tamten świat.
— Wiem o tem, papo Pitanie! — odparła. — I złości mnie to bardzo. Widzę, że się spala. Cóż jednak zrobić? Ten chłopiec nie chce słyszeć o niczem. Jest ślepy i głuchy. Wiecznie tylko łaknie i łaknie, jak dziecko przy piersi. Nie można go zaspokoić. Jest nieszczęśliwy, pół szalony. Coś mu dolega, a niewiadomo, jak go pocieszyć.
— Nie tu przy nas jest jego miejsce. Trzeba mu koniecznie domu.
— Nie chce wracać.

83