Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/107

Ta strona została przepisana.

syna w opiekę, prosząc, by nad nim czuwała, donosiła o jego zdrowiu, zachowaniu w pensjonacie, oraz by w chwilach wolnych przykracała mu cugli. Sylwja nie pochwalała wcale purytańskiej surowości siostry i stanąwszy po stronie Marka, puściła go odrazu luzem. Miała przekonanie, że młody człowiek powinien sam zbierać doświadczenia, a niema lepszej metody wychowania nad swobodę. Niechże trochę wełny baranka zostanie na cierniach, niech się wyszumi, niech popróbuje, a niedługo sam stanie na własnych nogach. Była nawet na tyle nierozważną, że powiedziała to siostrzeńcowi.
— Ja sama sobie dałam radę. Masz dziób i pazury, a głupszy ode mnie nie jesteś. Masz oczy, przeto patrz rzeczom tego świata prosto w oczy, masz nogi, przeto używaj ich po całym tygodniu przykucia do ławy z łacińskiemi i greckiemi książkami. Dnia siódmego raduj oczy twe i nogi. Biegaj sobie, chłopcze, i oglądaj, co się podoba. Ucz się. Jeśli się sparzysz, będziesz potem umiał dmuchać na zimne. Dowiesz się, co znaczy ogień i to cię zabezpieczy przed pożarem.
Nie przyszło jej na myśl, że dziwną, co najmniej jest metoda doświadczenia ognia przez spalenie domu. Powtarzała maksymy zasłyszane w środowisku ludowem: Dać folgę naturze.
Na rękę jej było zresztą uwolnić się od siostrzeńca i żyć wedle swych zamierzeń własnych. Wiedział Marek dobrze, jak żyje, a ona, nie mówiąc o tem, nie kryła się też wcale. Bywało, że gdy Marek przychodził w niedzielę rano w odwiedziny, ciotka nie wróciła jeszcze do domu. Nie widząc go przez czas dłuższy, poprzestawała na liście i pieniądzach na rozrywki. Przez trzy tygodnie nieraz nie widywali się wcale.
Nie będąc świętoszką, nie była Sylwja obłudną. Dumając dziś nad tem, jak spełniła zlecenie siostry, nie łu-

89