Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/109

Ta strona została przepisana.

— Przez ciebie?
— Tak! Cóż zrobiłam z tem życiem, z tem przywiązaniem?... Hańba!... Zresztą, nie warto roztrząsać tego, co się zmienić nie da. Trzeba atoli robić to, co się da zrobić. Ty jesteś ze mną i mam obowiązek naprawić błędy popełnione.
— Cóż to znaczy?
— Muszę nagrodzić zło, któregoś doznał z mej przyczyny... na które zezwoliłam... (to wszystko jedno, nie przerywaj!...) Nie staraj się bufonować wobec mnie, chłopcze! Nie jestem matką twoją. Znam dobrze głupstwa, któremi się pysznisz, i oceniam je wedle wartości. Niema powodu do dumy.
— Ani też do wstydu.
— Być może! Nie chcę cię wcale upokarzać. Nie mam do tego prawa, gdyż robię coś gorszego, niż ty. Wiem, że nie zawsze się można oprzeć, byłoby to wprost nieludzkie. Ale znam niebezpieczeństwo i umiem zatrzymać się na czas. Ty tego nigdy nie zdołasz uczynić. Jesteś inny człowiek i jak matka bierzesz wszystko serjo.
— Ja w nic nie wierzę! — powiedział, przybierając postawę dumną.
— To jest właśnie rzecz najbardziej serjo! Mnie te rzeczy wcale nie obchodzą. Żyję chwilą bieżącą i to mi w pełni wystarcza. Patrzę poprostu pod nogi, a jeśli padam, to nigdy z wysoka. Ty, co innego, ty niczego nie robisz połowicznie. Tracąc coś, tracisz wszystko, docna.
— Jeśli już taki jestem, nie mogę temu przeszkodzić. Zresztą jest mi to obojętne.
— Ale mnie nie jest obojętne i przeszkodzę ci w tem.
— Jakiem prawem?
— Tem prawem, że jesteś moją własnością. Tak, mój mały! Jesteś własnością moją i matki. Ona, która się za ciebie poświęca, nie powiedziałaby ci tego nigdy, ale

91