Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/120

Ta strona została przepisana.

pohańbione. Czuła, że ponosi za to odpowiedzialność. Czemuż go opuściła? On jednak odpychał ją. A cóż uczynić można dla obrony tego, kto zamyka duszę swoją? Czyż się włamać? Zamek był dobry! Metal twardy... jej metal... A zresztą cóżby ujrzała, wszedłszy tam? Bała się myśleć o tem.
On zaś, czując, że jest śledzony, zamknął okiennice duszy. Tak, prawdą było to, co pochwyciły oczy matki. Był pohańbiony. Cień leżał na dziewiczej cerze, cień drzewa poznania... Tak... przedwcześnie widział i poznał... Ona zaś nie dostrzegała tych reakcyj duszy, w którą rzucony został posiew zdrowej odrazy, lojalnych cierpień i owej dwoistości buntu i zapału namiętnego, które się kryją wstydliwie w sercu, bowiem instynkt męski chce, by potomstwo człowiecze walczyło samo, bez pomocy.
Ponieważ tedy nie chciał jej wpuścić do siebie, musiała poprzestać na życiu obok niego, drzwi w drzwi, bez żadnej poufałości. Było to smutne życie. Anetka przestała już zdawać sobie sprawę z surowości swego życia, ale naskórek Marka był zadrażniony, jak od grubej bielizny. Ciężył mu ten tragizm ponury, którego ona już nie dostrzegała. On znowu nie uświadamiał sobie, że jej odmawia tego jedynego promyka, któryby mógł ją rozradować, że mrozi w zalążku kwiat miłości macierzyńskiej. Cofnięta z powrotem we wnętrzny dramat, któremu ujść chciała, zdradziła bezwiednie niepokój myśli, który ją dręczył w tej chwili. A Marek uczuł w tem tyle podobieństwa do niepokoju własnego, że skrył się lepiej jeszcze.
Duszna atmosfera małomiasteczkowej egzystencji nie mogła mu także dać zadośćuczynienia za cienie panujące w domu, ni żadnej rozrywki. Wieś bujna, roześmiana, dojrzała, płowowłosa, drzemała w sierpniowem

102