Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/126

Ta strona została przepisana.

Spytała Apolonje o nowy adres. Odmówiła. Na propozycję wsparcia pieniężnego, odpowiedziała także brutalnem: Nie!

Tego samego tygodnia przybył na urlop czterdziestoośmio godzinny, sąsiad z tego samego piętra, młody Chardonnet.
Czas ten spędził zamknięty w mieszkaniu i nikt nie go widział.
Marek słyszał przez ścianę jego kroki, a bystrem spojrzeniem wyśledził ten cichy dramat powrotu.
Klarysa zmieniła się w tym roku całkiem. Minęła burza szaleństwa. Przesiadywała w gnieździe cicha, zamknięta wśród czterech ścian i wśród bardziej jeszcze szczelnych zakamarków myśli. Cicho, bezhałaśnie chodziła z pokoju do pokoju, nie potrącając mebli, ni wywołując skrzypnięcia posadzki... Istna kotka. A wspomnień jej, ni marzeń nikt nie mógłby wyczytać w jej oczach bez źrenic aksamitnych, błyszczących z zewnątrz, a pozbawionych wnętrznego światła, ani też w twarzy bladej, pokrytej szminką. Kiedy przybył mąż wygłodniały i wbił zęby w owoc swego ogrodu, nie znalazł już owego dawniejszego smaku duszy. Był lichym spostrzegaczem, mimo to jednak zauważył, że poza fasadą domu wszystko uległo zmianie. Cóż się stało? Jak dojść? Uśmiechnięta fasada nie zdradza nigdy tajemnicy swojej. Daremnie brał żonę w objęcia. Miał ciało tylko, nie myśli. Cóż uczyniło to ciało? A myśl, świadek tego ciała, co przeżyła, chciała i widziała? Co wie, i co ukrywa? Nie powie tego nigdy... Nie dowie się.
Rozmawiają spokojnie o rzeczach potocznych. Nagle głos męża nabiera akcentów gniewu, bez widocznego powodu. Czuje to. Ona jest przygnębiona. Milkną. Jemu wstyd, że się zdradził i wściekły jest, że nie może zdobyć

108