Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/141

Ta strona została przepisana.

(Zawsze i wszędzie, posiadłość jest czemś w rodzaju pokrewieństwa). Wspólną ich cechą było umiłowanie ziemi, na której gospodarowali sami... około dwudziestu ferm, niby gromadka piskląt rozsypanych po okolicy... dalej przywiązanie do kraju, religji, ładu i porządku, które stanowi co najmniej połowę religji. (Mówimy, oczywiście, o jedynej religji rzymskiej, będącej na Zachodzie potęgą ładu i porządku). To właśnie łączyło Mareuilów ze Seigy’mi, a drobni właściciele ziemscy, szlachta prowincjonalna nie czynili pomiędzy obu rodzinami różnic większych, niż te, które schlebiać mogły miłości własnej każdej z nich, podkreślając wyższość nad sąsiadem. Jest to słabostka ogólno-ludzka. Seigy i Chavannowie byli zbyt dobrze wychowani, by to okazywać. Zachowywali to w tajemnicy dla własnej przyjemności.
Mogło zupełnie słusznie dziwić, że Anetkę zaproszono do tego środowiska. Nie Anetkę zresztą, która nie miała poczucia odległości, ale prowincję. Weszła w te sfery wyłącznie przez dwie osoby, członków rodziny Chavannes i Seigy, którym okoliczności chwilowe dawały w domu prawa niezaprzeczalne, przez panią Ludwikę de Mareuil i Hermana Chavannes. Oboje spłacili krwawo dług rodowi swemu i ojczyźnie. I oboje stanowili wyjątki w tem otoczeniu. Anetka zrozumiała to w ciągu dni kilku.
Dom Chavannów był to budynek stary o szarych murach, przy krętej ulicy u podnóża katedry. Otaczała go atmosfera ciszy, przerywanej jeno melancholją dzwonów i wrzaskiem sójek. Minąwszy wąską bramę z lakierowanej dębiny, której wyczyszczone zawsze okucia lśniły chłodno w zakurzonej fasadzie, wchodziło się na dziedziniec, wykładany flizami, a stamtąd dopiero do budynku mieszkalnego. Okna apartamentów zwrócone były na ten dziedziniec bezdrzewny, pozbawiony śladu roślin, czy nawet trawy, otoczony czterema szaremi murami. Wy-

123