Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/142

Ta strona została przepisana.

dawało się, że ci prowincjonarjusze, spędziwszy długie miesiące w posiadłościach ziemskich i w letnich siedzibach, chcieli, za powrotem do miasta, odciąć się w ten sposób, by przyroda nie docierała do nich wcale. Chavannowie spędzali tu zazwyczaj kilka zaledwo miesięcy zimowych. Ale wypadki wojenne, obowiązek uczestniczenia czynnie w służbie publicznej, oraz choroba syna, skłoniły ich do osiedlenia w mieście, aż do zawitania lepszej jakiejś przyszłości.
Rodzina składała się w tym czasie wyłącznie niemal z kobiet. Ojciec zmarł, zaś wszyscy zdrowi synowie i zięciowie poszli na wojnę. Został chłopiec siedmioletni synek młodej pani Chavannes de Seigy, który z nosem rozpłaszczonym na szybie okna śledził ospale bramę, wpuszczającą zrzadka przybyłych gości. Spał przy odgłosie dzwonów i wrzasku kawek, marząc o sztandarach, ciastkach i grobowcach... Była to twarz pierwsza, jaką ujrzała Anetka, przybywając po raz pierwszy. Za każdym nawrotem napotykała dziecko o oczach chciwych, a bezczynnych, które znikało, musnąwszy ją w przelocie.
Cień zalegał komnatę pierwszego piętra o wysokim stropie oraz głęboką alkowę. U jedynego okna siedział młodzieniec, w nikłem świetle chmurnego dnia. Powstał z fotela, by powitać panią de Mareuil i przybyłą w odwiedziny. Chociaż widać było na pierwsze wejrzenie, że w tym pokoju śmierć snuje tkaninę swoją, cień nie tknął twarzy rannego. Była, jak wszystkie twarze Francji środkowej, uczyniona, rzec można, z samego słońca. Postać miał miłą, rysy regularne, nos orli, usta dobrze zarysowane, oczy bardzo niebieskie i jasną brodę. Uśmiechnął się do Anetki i podziękował szwagierce serdecznem spojrzeniem.
Uprzejmą rozmowę rozpoczęto od mglistych spostrzeżeń odnośnie do stanu zdrowia i pogody, nie przekraczając

124