— Słusznie. Ale człowiek chce śpiewać, a życie jest tematem podatnym dla warjacyj. Śpiewajmyż tedy!
Umilkł, by złapać oddech. Anetka podparła mu głowę.
Gdy przyszedł do siebie, podziękował i przeprosił. Uśmiech wrócił na jego zapadłe policzki. Miał na czole kropelkę potu. Milczeli, spoglądając na siebie serdecznie...
Herman Chavannes miał niespełna trzydzieści lat. Wzrósł w środowisku ziemian prowincjonalnych, ociężałych, liberalnych, ale przepojonych przesądami, zresztą solidnych i zdrowych. Umiłowanie ziemi i praca stanowią kościec tego wnętrza kraju. (Gdyby nie te przesądy, łatwość życia i użycia wzięłyby górę). Herman znał dobrze jedno i drugie. Substancja jego ciała zrobiona była z tej wody i z tej mąki. Ale piekarz nieznany dodał obcych jakichś drożdży.
Ten młodzian bogaty, o zapewnionej przyszłości, szczęśliwy, łatwy w obejściu, żerujący na tłustej glebie posiadłości swoich, wyruszył do Paryża i wstąpił do Szkoły Nauk Orjentalnych, oraz Nauk Politycznych. Karjera konsularna pociągała go mniej, niż możność podróżowania. Kochał, jak smakosz, kraj swój... niebo, powietrze, język, potrawy, rodzajną glebę i dobrych ludzi... A przytem marzył o tem tylko, by się stąd wyrwać! Czekając na mianowanie gdzieś, w odległe kraje, przewędrował Europę we wszystkich kierunkach. Dziwne to było upodobanie, zdaniem współobywateli-domatorów! (Niesposób jednak dysputować o upodobaniach! zwłaszcza ludzi bogatych). Wojna zniweczyła te plany podróży. A teraz choroba. Został zatruty gazem, a tkanki wewnętrzne ulegały powolnemu rozpadowi. Teraz mógł podróżować tylko dookoła pokoju... (od kilku nawet dni leżał w łóżku) oraz wędrować myślami. Nie jest to podróż mniej daleka i mniej tajemnicza. Kraje nie
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/145
Ta strona została przepisana.
127