Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/156

Ta strona została przepisana.

— Nigdy! Mam swego chłopca i obronię go!
— Przeciw wszystkim?
— Przeciw wszystkim.
— Czy i przeciw niemu?
Anetka pochyliła głowę, dysząc ciężko. Trafił dobrze. Potrącił o niepokoje, obawy, o tajone wątpliwości, których nie chciała wyznać przed samą sobą. Nie ujawniła niczego. Nie wspominała nigdy o synu. Herman wiedział tylko, że istnieje. Ale milczenie było wymowne. Herman udawał, że tego nie słyszy.
— Znam ja, znam naszych malców z klasy 18... A jacyż będą w klasie 20?... Nie będą się troszczyć, jak starsi, otumanieni złudzeniem! Żadną miarą nie doznają rozczarowania. Będą uważać wojnę za interes. Znikną dla nich banialuki jak: prawo, sprawiedliwość, wolność. Idzie o zysk. Każdy dla siebie. Bądź tedy pełnym człowiekiem. Bądź zwierzęciem mięsożernem. Struggle for life. Life for struggle. Zapach kobiety, sławy, krwi... I wzgarda dla wszystkiego. Oto marzenia zbudzonego tygrysa.
— Jesteś pan djabeł! — powiedziała.
— Biedny djabeł! — odparł. — Odchodzę od stołu, nic nie zjadłszy.
— Żałujesz pan tego?
— Nie. Zaliczam się do gatunku, który spełnił swoje. Nie lamentuję nad sobą. Trzeba zrozumieć. Trzeba zrozumieć wszystko.
— To przygnębia. Zrozumieć wszystko, znaczy nie móc działać. A serce się domaga. Jestem kobietą. Cóż mi pozostaje?
— Pobłażanie.
— To mało! Chcę pomagać. Chcę ratować.
— A kogóż? Wszakże oni nie chcą, by ich ratować!

138