Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/165

Ta strona została przepisana.

— Czego?
— Miłości, czekającej na rozdanie.
— Nikt tego nie żąda.
— Daj mi pani małą garstkę! Potrafię ją spożytkować.
— Bierz pan. W czemże mogę dopomóc?

∗             ∗

RODZINA Chavannów spoglądała zawsze niechętnem okiem na tę przyjaźń anormalną, nieopartą o żadną wspólnotę, interes społeczny, ojczyznę, środowisko, czy karjerę, i wszyscy okazywali wprost impertynencko, że mogą się obejść bez tego. Ta poufałość z Niemcem uważana była w sferze prowincjonalnej jeszcze przed wojną za coś w złym guście i jednogłośnie przypisywano ten kaprys, jak i inne, oryginalności Hermana i chęci pozowania. Pozą tłumaczy bowiem to, czego nie chce zrozumieć ogół miejscowy, a co odskakuje od zwyczajów i obyczajów. Przed wojną tolerowały zresztą te zwyczaje i obyczaje to co było niezrozumiałe, poprzestając na rubasznych kpinkach. Ale począwszy od roku 1914... pożegnano się z tą piękną tolerancją, która czyni znośnem życie w społeczeństwie! Każdy narzucał się teraz drugim za kontrolera i każde uczucie musiało otrzymać przepustkę. Zabrania się kochać bez paszportu! Nie wolno było ujawniać przyjaźni dla Niemca. W przekonaniu szwagra i siostry Hermana można było raczej spać w jednem łóżku ze złodziejem i włóczęgą. Byli to ludzie zacni, solidni, a ograniczeni.
Pani de Seigy, z domu Chavannes, starsza o sześć, czy siedem lat od brata, posiadała stanowczość poglądów, której brakowało Hermanowi. Nigdy się nie wahając w wyborze, o każdej rzeczy miała sąd jeden,

147