Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/167

Ta strona została przepisana.

ganu Verdun. Nie była atoli Kornelją, kochała swych Grakchów, nie chciała by ginęli, pielęgnowała ich z poświęceniem, a gdyby to od niej zawisło, dzieliłaby ich los. Ale nie szczędziła im też żadnej próby. Francja, kraj, miasto i Seigy, mają słuszność. Słuszność tę stwierdzać trzeba faktami, inaczej jest niczem. A moje prawo (słuszne, czy niesłuszne) jest prawem. Wyginą raczej wszyscy de Seigy, zginie Francja, a ja nie ustąpię. Było w niej dużo heroicznych pieniaczek czasów dawnych. Wojna, życie, czy śmierć, to proces. Stracę wszystko co mam, a nie zawrę ugody...
Oczywiście, kobiecie takiej niesposób mówić o prawach strony przeciwnej!... dumna jest z brata, on bronił Francji, więc i ona też broni go energicznie przed nadchodzącą śmiercią. Ale pozwoliłaby mu raczej umrzeć, niż podać dłońtej hańbiącej słabostce, jaką jest przyjaźń z Niemcem. Wie o niej, o ile wiedzieć raczy... ale raczy ją ignorować. A Herman podpisuje rezygnację. Milcząca ugoda pomiędzy nimi. Ten, kto kocha, unika wystawiania na obelgi... — jeśli już nie słowne (pani de Seigy panuje nad sobą) to (tem gorzej) obelgi rzucane w myśli, gdzie imię samo jest mu drogie.

Pani de Chavannes, matka Hermana, jedna wie o stałości uczuć syna, kocha go, przeto zamyka oczy, nie dając atoli przyzwolenia. Milczenie jej powstrzymuje zwierzenia, do których też Herman nie posunął się nigdy. Jest to osoba starsza, która przez całe życie kierowała się zasadą nie stawania wbrew panującym poglądom, zwyczajom, czy nawet urojeniom. Serce jej wolne jest, było, lub mogło być wolne. Ale oddawna już nie dopuszcza go do głosu. Po życiu czynnem, które niewiele pola zostawiało sercu, ogarnęło ją znużenie moralne i skłonność do kwietyzmu, który unika

149